Mam to szczęście, że zdarzyło mi się mieszkać w więcej niż jednym dużym mieście w Polsce. W dwóch z nich mieszkała też Jussi. Oczywiście nie jestem ekspertem odnośnie psioprzyjazności polskich miast, doświadczenie jednak mówi mi, że jest tylko jedno tak przyjazne miasto w Polsce. A kiedy to miasto organizuje jeszcze dodatkowo jeden z najpiękniejszych wizualnie festiwali w Polsce… to może to być tylko Łódź.
Powiem od razu, nie spaceruj z psem wieczorami na Light Move Festiwal. No chyba, że twój pies to taki kieszonkowiec, który mieści Ci się na ręce i w razie wejścia w dziki tłum możesz go bezpiecznie schować pod kurtką. Ale jeśli masz gdzie zostawić zwierza na kilka godzin, połącz przyjemne z przyjemnym, i zwiedź najbardziej niedocenione miasto na zachód od Wisły.
Oczywiście polecam ci weekendową wizytę w Łodzi, tak, abyś mogła docenić nie tylko sam festiwal ale i całe bogactwo jakie Łódź może zaoferować.
Po pierwsze: śniadanie
Śniadaniowa oferta w tym mieście wymiata. Na samym Off Piotrkowska jestem w stanie wymienić ze trzy knajpy, których menu śniadaniowe sprawia, że ślinię się jak Jussi na widok wielkiej kości. Czy pisałam już, że wszystkie trzy są psioprzyjazne, a obsługa, zanim jeszcze poda ci menu, leci już z miską wody dla bestii? Aha, droga Wrocławianko, czy wesz, że w Łodzi filiżanka kawy (herbaty, soku itp.) jest już zawarta w cenie śniadania?
Po drugie: spacer
Ponieważ wieczór psina spędzi w czterech ścianach, trochę dlatego, że tłumy, a trochę dlatego że i tak nie doceni iluminacji na Łódzkim Domu Kultury, trzeba zadbać o to, żeby solidnie wybiegała się za dnia. W niedalekiej odległości od ulicy Piotrkowskiej mamy aż pięć parków, w których można miło spędzić czas ze zwierzakiem. Do moich ulubieńców należą jednogłośnie:
- parki Źródliska i Źródliska II
- malutki park Moniuszki
- park Poniatowskiego
W każdym z tych parków znajduje się czynna pompa z wodą, którą można napoić psa. Źródliska są pięknie utrzymanym parkiem. Otaczają muzeum kinematografii, mają piękne polanki, gdzie można solidnie poganiać z psem, potrenować sztuczki czy pobawić się w aport. Powiem ci w tajemnicy, że w Łodzi pies może być puszczany ze smyczy (musi jednak być w kagańcu) w miejscach, gdzie nie stwarza to zagrożenia, i kiedy pies nas słucha. Plus, parki Źródliska są ogrodzone i na tyle duże, że nie musisz się martwić o to, że pies wybiegnie Ci na ulicę.
Dodatkowymi atutami Źródlisk są: palmiarnia (tu nie można z psem, ale warto kiedyś przy okazji zajrzeć), i obłędna kawiarnia Tubajka (tu można i z psem i z dziećmi, dzieci mają tu zresztą osobny pokój do zabaw, którego szczerze im zazdroszczę).
Park Źródliska II jest tuż obok, ten park jest trochę bardziej „dziki”, to znaczy, mimo że równie zadbany, ma trochę inny klimat, nie wydaje się być tak samo ułożony i wypielęgnowany. Przypomina mi nieco moje wyobrażenie o Tajemniczym Ogrodzie z opowieści Frances Hodgson Burnett, kiedy czytałam ją w podstawówce. Nie ma tu żadnych kawiarni ale jest sporo mini wąwozów, gdzie możesz pobawić się w chowanego z psem, albo po prostu rozłożyć koc na trawie i cieszyć się tym, że pies biega wokół ciebie luźno, zupełnie jakbyś miała własny ogród przy domu.
Park Moniuszki to właściwie większy skwer. Skwer z przepięknie odrestaurowaną cerkwią, i widokiem na dworzec Łódź Fabryczna. W zasadzie nic specjalnego, ale park ten lubię szczególnie, ponieważ mieszkałam kiedyś w okolicy, i było to nasze codzienne miejsce spacerów z Jussi. A i może dlatego, że zawsze kiedy mijałyśmy grupkę starszych pań tam spacerujących codziennie wysłuchiwałam komplementów na temat urody Jussi. W tym parku moja sąsiadka codziennie rano z kubkiem kawy w ręku wyprowadzała Chili – młodego owczarka niemieckiego.
Na końcu opowiem ci o Parku Poniatowskiego. Jest trochę bardziej oddalony od Pietryny, ale nadrabia powierzchnią. Miejsca do biegania jest tu co niemiara, alejki nadają się do jeżdżenia na rolkach czy deskorolce, latem są organizowane naprawdę fajne imprezy. W sezonie wiosenno/letnio/jesiennym można zakupić kawę czy zaopatrzyć się w inne foodtruckowe przysmaki. Do tego jest tu wykopana wielka dziura w ziemi. Latem służy do rowerowych sztuczek a zimą do zjeżdżania na sankach czy pierwszych w życiu narciarskich zjazdów. Nam służyła przede wszystkim do „górskich” aportów (psa trzeba jakoś zmęczyć). W parku Poniatowskiego uczyłam też Jussi wskakiwać na rzeczy (głównie skrzynki elektryczne).
Jest jeszcze park Sienkiewicza z pomnikiem Plastusia, i park Staromiejski, zwany parkiem Śledzia, na drugim końcu ulicy Piotrkowskiej. Wszystkie równie zadbane, wszystkie oświetlone nocą, wszystkie psioprzyjazne.
Po trzecie: obiad
Jedzenie w Łodzi to temat na osobnego posta. Miejsc, w których na samej Piotrkowskiej można zjeść dobrze, i za adekwatną do jakości cenę jest tyle, że łatwiej będzie mi powiedzieć: gdzie nie wejdziecie, będzie dobrze. Jeśli zdarzy się jeszcze sezon ogródkowy, z psem można zjeść wszędzie. Jeśli ogródków już nie ma, pewniakiem są, po raz kolejny, lokale na Off Piotrkowska, Lokal w pasażu Shillera, burgerownie Jerry’s i Bobbie burger, Niebostan, Włoszczyzna i na pewno wiele innych, których nie miałam okazji przetestować osobiście. Najlepiej wejść i zapytać. Na 80% procent usłyszycie radosne tak :).
Jedyny minus Łódzkiej gastronomii to obsługa, która chociaż psy kocha całym sercem, tak dbanie o ludzi wychodzi im czasem nieco gorzej. Ale i tak są super uprzejmi, po prostu czasami zapomną jakiegoś zamówienia, albo czas oczekiwania na potrawę wydłuża się w nieskończoność.
Po czwarte: Festiwal
Najedzeni, wyspacerowani, możemy zostawić psiaka samego, drzemka wejdzie mu na pewno po tylu atrakcjach, a sami możemy udać się w końcu na Light Move Festiwal.
Do tej pory udało mi się być na trzech edycjach, i nie przesadzam, mówiąc, że każda była zupełnie inna. Połączenie światła i muzyki, jak również instalacje artystyczne za każdym razem robią niesamowite wrażenie. Pozwól jednak, że skupię się tutaj na ubiegłorocznej edycji.
Jej motywem przewodnim było „no limits, szlakiem awangardy”, a inspiracją byli nie tylko Kandinsky czy Strzegomski, ale i Dali. Instalacje były skupione wzdłuż ulicy Piotrkowskiej, od Stajni Jednorożców po Manufakturę. Nie będę za dużo rozpisywać się na temat poszczególnych atrakcji, pozwolę zdjęciom opowiedzieć ci resztę. Spodziewaj się w tym tygodniu dwóch galerii, jednej z Festiwalu a drugiej z naszego życia w Łodzi.
Chociaż zaczęliśmy spacer po Festiwalu od Stajni Jednorożców, ominęliśmy instalację w parku Sienkiewicza i ostatecznie nie zobaczyliśmy jej wcale. Zobaczyliśmy za to instalacje w pasażu Leona Shillera, i dalej, wzdłuż Piotrkowskiej. Potem odbiliśmy trochę na prawo, żeby obejrzeć iluminacje na Łódzkim Domu Kultury i na Soborze św. Aleksandra Newskiego. Tak jak przewidywaliśmy, trzeba było przebić się przez tłumy ludzi, ale naprawdę było warto.
Po tych wizualnych przeżyciach nadeszła pora na piwo, oczywiście w Piwotece 😉 a potem poszliśmy do Parku Staromiejskiego, zobaczyć iluminacje inspirowane Strzemińskim i Kobro, łódzkimi prekursorami awangardy. Wracaliśmy już ulicą Zieloną, ponieważ zmęczyły nas tłumy entuzjastów Kinetycznej Sztuki Światła, ale oczywiście musieliśmy jeszcze wrócić na Piotrkowską, żeby wymienić się wrażeniami 🙂
Jussi była po spacerach tak zmęczona, że przywitała nas większym zdziwieniem niż radością.
Jeśli jeszcze Cię nie przekonałam do wizyty w Łodzi, to chyba juz mi się nie uda. W każdym razie polecam i zapraszam serdecznie. Łódź cię nie zawiedzie.
Light move Festival odbywa się w Łodzi od siedmiu lat, zawsze pod koniec lata. Ósma edycja będzie miała miejsce w dniach 28-30 września 2018 roku. Więcej informacji na temat festiwalu możesz znaleźć na stronie lmf2017.lmf.com.pl lub na ich facebookowym profilu LightMoveFestival.