Szczeliniec jest jednym z dwóch schronisk w Polsce, do którego nie dojedziesz samochodem. Towary do schroniska transportowane są specjalną windą towarową. Mimo to, możesz tam napić się Wrocławskiego, kraftowego piwa. Takie właśnie są Góry Stołowe: trzeba na nie zapracować, ale kiedy już się tam znajdziesz, czujesz się jak w domu.
Radków, czyli od teraz płatność tylko gotówką
Naszym pierwszym przystankiem był Radków, położony około 120 km od centrum Wrocławia, czyli jakieś dwie godziny jazdy samochodem. Miasteczko jest malutkie, ma uroczy rynek. W rynku jest bankomat. To ważne, bo w Górach Stołowych płacić można tylko gotówką. Z Radkowa zapamiętałam tyle, że było gorąco, więc spacer wokół renesansowego ratusza był bardzo krótki.
Do Schroniska Pasterka można dojechać autem bez większych problemów. Część drogi wiedzie przez poetycko nazwaną Drogę Stu Zakrętów. Jest to trasa wiodąca od Radkowa przez Karłów po Kudowę, której różnica wysokości między najniższym i najwyższym punktem wynosi ponad 400 metrów przy długości 23 kilometrów. To dużo, zwłaszcza jeśli jedzie się ponad dwudziestoletnim autem. Droga wiedzie przez las, więc o pięknych widokach nie może być mowy, za to emocje zapewniają wielkie głazy, które raz na jakiś czas wyrastają na zakrętach.
Góry Stołowe – niby góry, a płasko
18 kilometrów, trochę ponad pół godziny i ze dwa zawały serca później, jesteśmy już w Pasterce. Schronisko należy do PTTK, a jest prowadzone przez grupę młodych osób, które dużo pracy włożyły w to, aby podróżnik mógł czuć się tutaj jak u siebie. Pokoje są wyremontowane i czyste, łóżka i szafki na rzeczy – nowe. Psiaki nocują za darmo. Najlepsze jest jednak to, co poza Pasterką, no bo czy jest coś lepszego niż jedzenie pierogniewa i picie piwa z widokiem na Szczeliniec takim, jak ten?
Jedną z fajniejszych rzeczy tutaj jest to, że niby góry, a płasko. Spacerowałyśmy więc albo po bajecznie zielonych łąkach na których różnice wysokości były niewielkie, albo wspinałyśmy się po wielkich kamieniach, które razem tworzyły strome wejścia. Aby dojść na Szczeliniec wybrałam szlak żółty, krótki ale zupełnie dziki, nie ma tam schodów, barierek czy poręczy. Za to na wejściu zachęca nas do powrotu Pasterkrowa, dobrze, że nie wspomnieli o tym, że mają burgery w menu, bo kto wie czy bym nie zawróciła.
W deszczowy dzień pewnie przeklinałabym to wspinanie się po skałach, ale że pogoda była piękna byłam zachwycona. Jussi skakała po kamieniach jak kozica, ale mniejszy pies pewnie potrzebowałby pomocy z wejściem na niektóre z nich. Sama droga nie powinna zająć więcej niż godzinę, no chyba, że tak jak ja, każecie psu pozować na co drugim kamieniu i co dwa metry oglądacie się za siebie żeby podziwiać widoki. Na sam szczyt dochodzimy już schodami, które łączą schronisko z parkingiem położonym niżej.
Szczeliniec… lody, gofry i piwo z Browaru Stumostów. A, no i widoki.
Panorama na Sudety jest nieziemska, nie trzeba nawet wchodzić na platformę widokową, bo ze stolików na zewnątrz schroniska już i tak można się nieźle napatrzeć. Po małej przerwie ruszamy ścieżką turystyczną Parku Narodowego Gór Stołowych „Skalne Miasto”. Panie z kasy częstują Jussi jabłkami, a ja dopytuję się, czy nie ma tam jakiś drabiniastych podejść. Nie ma. Wchodzimy.
Małpy, konie i wielbłądy
Drabiniastych podejść nie ma, ale jest kilka platform widokowych do których prowadzą metalowe schody ze stopniami z kratki. W upale mogą być gorące, więc uwaga na psie łapki. Pierwszymi atrakcjami są formacje skalne przypominające małpoluda i wielbłąda, ale prawdziwa zabawa zaczyna się kilka metrów dalej. Chodzi o zejście do przesmyku pomiędzy skałami, gdzie ciągle leży śnieg, a schody są wilgotne i wytarte tysiącami stóp, z przyczepionym na smyczy do ciała labradorem, który ze schodów nie schodzi, a zbiega. Podobno na dole było zimno, mi tam było gorąco. Aha, jeśli wasz pies nie umie grzecznie schodzić po schodach, zastanówcie się, czy zależy wam na tej atrakcji. Jussi na szczęście reaguje na komendę stop, więc bardzo powoli, ale z sukcesem udało nam się przejść całość bez ani jednego upadku.
Potem jest tylko lepiej, po drugiej stronie Szczelińca znajdują się dwa tarasy widokowe. Przepiękne widoki, i radość z przeżycia, czy trzeba czegoś więcej?
Co tu robią dinozaury?
Ze „Skalnego Miasta” kamienne schody i kładki w lesie prowadzą nas do Karłowa. Jednak pierwsze co widzimy po zejściu to… szyje dinozaurów. Okazuje się bowiem, że tuż pod wejściem na Szczeliniec zainstalował się Park Dinozaurów. Przez chwilę kusiło mnie, żeby zapoznać Jussi z tymi prehistorycznymi, majestatycznymi stworzeniami, ale chęć na kromkę chleba ze smalcem wzięła górę.
Stolica górskich przewodników
Karłów to malutka wioseczka, w której znajduje się ogrom pensjonatów i alejka z badziewiem rodem z Zakopanego. My zaś wzięłyśmy na cel fort Karola, oddalony od Karłowa o jakieś 20 minut spacerem. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nikogo tam nie było, bo widok na Szczeliniec jest tam absolutnie genialny. Mam wrażenie, że miejscowi lubią się tam wdrapać i zrelaksować w tych pięknych okolicznościach przyrody.
Sam Fort był częścią twierdz broniących drogi do Radkowa. Za zasługi przy budowie, sołtys Karłowa, Franz Pabel, został pierwszym w historii mianowanym przewodnikiem górskim, z prawem pobierania opłat.
Szlak z Karłowa do Pasterki to droga przez łąki, rodem z tapety Windowsa XP. Spacer trwa niecałą godzinę ale trzeba uważać na oznaczenia, bo można się zgubić wśród tych zielonych łąk.
Pierwszy dzień zakończyłyśmy powrotem do Pasterki, zjedzeniem pierogniewa (taki pieróg z nadzieniem, tylko ogromny) i podziwianiem Szczelińca.
Błądzenie po Błędnych Skałach
Następnego dnia wyruszyłyśmy na Błędne Skały. Trasa została obrana w taki sposób, żeby nie idąc dwa razy tym samym szlakiem, wrócić do Pasterki, gdzie czekało na nas auto. Zaczęłyśmy więc od szlaku zielonego, którego większość jest przyjemnie zacieniona drzewami, spacer trwa około 80 minut, a wyzwaniem może być tylko jeden fragment trasy, który prowadzi zboczem z wystawą południową, na którym nie ma zbyt wielu drzew i idzie się w słońcu.
Wcześniej jednak mija się miejsce, w którym kiedyś była osada Ostra Góra. Z samej miejscowości ostało się tylko kilka chałup (teraz wojskowy ośrodek szkoleniowy) i dzwonnica alarmowa, a nowością jest tutaj pomnik (chyba) papieża.
Podczas podejścia po nasłonecznionej stronie góry, robiłyśmy kilka przystanków, żeby Jussi mogła napić się wody i odpocząć w cieniu wielkich kamieni. Te kamienie, to jest zresztą wspaniała sprawa, ponieważ klimat pod nimi jest przyjemnie chłodny i a powietrze wilgotne, nawet w upalne popołudnie.
Błędne Skały były pełne turystów. Po krótkim namyśle postanowiłam nie wchodzić na teren ścieżki turystycznej, sama w tym tłumie nie miałabym jak popodziwiać widoków, a co dopiero z labradorem na smyczy. Postanowiłam za to przejść na czeską stronę i odwiedzić położony nieopodal Machov z nadzieją na to, że w jakiejś tamtejszym hostincu przyjmą polską kartę lub gotówkę.
Czeskie przygody Jussi
Nie pomyliłam się, a do tego Jussi mogła pobiegać luzem, bo ludzi na tej ścieżce było jak na lekarstwo, a i Czesi mają przyjaźniejsze nastawienie do psiaków. Do tego szlak wiedzie obok skałek, które zdają się być gratką dla wspinaczy.
Machovska Lhota to urocza wioseczka. Z żółtej trasy, mijając pasące się stado owiec, zeszliśmy prosto nad hostiniec u Lidmanu. Sam spacer po Machovie to nie był najlepszy pomysł w niedzielne popołudnie, ponieważ nic, ale to nic się tam nie dzieje. Źródłem życia i rozrywki jest zatem pobyt w karczmie, gdzie można zjeść smażony syr (oczywiście), napić się piwa lub Kofoli, i zapłacić zarówno czeskimi koronami jak i polskimi złotówkami (przelicznik korzystny).
Niespodzianka czekała nas po oddaleniu się w stronę Pasterki niebieskim szlakiem. Wyobraź sobie, że pod laskiem w górze miejscowości ktoś postawił ławeczkę, na której można sobie usiąść i podziwiać taki oto widok:
Sama droga do Pasterki wiedzie przez szczyt góry, co może nie jest najlepszym pomysłem po zjedzeniu czeskiego obiadu i opiciem się półlitrowym napojem gazowanym, ale jak to mówią, mądry Polak po szkodzie.
Potem już tylko lasy, łąki, znajoma ścieżka z Windowsa XP i auto. Do następnego!
Jeśli podczas swoich podróży lubisz zachwycać się przyrodą ale nie chcesz uciekać zbyt daleko od znanych Ci z miejskiej dżungli atrakcji takich jak piwo z małych browarów czy młoda ekipa prowadząca fajny lokal, to Góry Stołowe są dla Ciebie!
Dodaj komentarz