Śnieżnik to taka trochę śmieszna, płaska góra. Przy pierwszym wejściu na szczyt zobaczyłyśmy głównie mgłę. Taki też był mój poziom wiedzy o tym szczycie – mglisty. Niby świtało mi coś w głowie, że korona gór polskich, że dział wodny, że Jaskinia Nietoperek, no i, oczywiście, że czeska granica, ale to by było na tyle.
Podejścia pod górę miałyśmy dwa, jedno w połowie maja, startując z Kamienicy i drugie tydzień poźniej, z Międzygórza. Całe szczęście, że za pierwszym razem zgubiłam trasę, zrobiłam okrążenie (4 godzinne!) i wylądowałam w miejscu startu bo okazało się, że zostawiłam w aucie otwarte okno.
Międzygórze, malownicza wioska u podnóży gór
Za drugim razem sprawdziłam zamki i okna przed pozostawieniem auta na parkingu. Tutaj ukłon w stronę Międzygórza, miejsc parkingowych jest naprawdę sporo i w znakomitej większości są darmowe.
Na starcie minęłyśmy wodospad Wilczki, jest to drugi co do wielkości wodospad w Sudetach. Ja zobaczyłam tylko jego fragment, a Jussi zupełnie nic, bo akurat wtedy szlaki wokoło były remontowane. Przez to dostępny był tylko jeden tylko taras. Sam szum wody jednak zwiastował niezłe widowisko, i na pewno jeszcze się tam wybiorę.
Samo Międzygórze jest małą, atrakcyjną mieściną, położoną w dolinie u podnóża Śnieżnika. W samej wiosce znajdziemy znaki prowadzące na Śnieżnik, więc tym razem nawet mi nie udało się zgubić.
Na szczyt wchodziłyśmy niebieską trasą. Jest ona szeroka, niezbyt stroma i prowadzi przez las. Ciężko mi się wypowiadać co do atrakcyjności widoków, bo podróżowałam w mniejszej lub większej mgle, ale sam las bardzo mi się podobał. Plus za wiewiórki skaczące po drzewach.
Kim była Marianna Orańska?
Cała trasa jest częścią szlaku Marianny Orańskiej – jednej z bardziej niekonwencjonalnych postaci kobiecych XIX wieku. To właśnie jej zawdzięczamy całą sieć górskich dróg w tym regionie, hutę szkła w Stroniu Śląskim, czy funkcjonujące do dzisiaj kamieniołomy marmuru. Jej osoba jest o tyle ciekawa, że mimo niemal całkowitej wymiany ludności w tym regionie, jej pamięć jest nadal zachowana w nazwach szkół, na tablicach pamiątkowych, czy wizerunku na wodzie mineralnej Długopole Zdrój.
Podejście pod schronisko dało nam trochę w kość, pogoda była zimna i wilgotna, mgła coraz większa. Wszystko to złożyło się na tłumy w schronisku. Nie było gdzie szpilki wsadzić, nie mówiąc o labradorze. Ponieważ jednak po około 3 godzinach pieszej wędrówki byłam głodna, a i Jussi potrzebny był odpoczynek, zamówiłam smażony ser i piwo. Podczas oczekiwania na posiłek, psem zainteresowali się jacyś chłopcy, a ja o mało nie zepsułam dalszej wędrówki ich rodzicom, kiedy prawie zakrztusiłam się piwem, słuchając jak obiecują „młodzieży” piękne widoki po wejściu na Śnieżnik.
Kiedy w schronisku zwolniło się trochę miejsca, załatwiłam sprawy związane z noclegiem (łóżko w pokoju 30 osobowym, pies gratis), poszłam za przykładem zdeterminowanych rodziców: Skoro siedmiolatek może to ja nie?! I ruszyłam zdobyć szczyt. Pomimo mgły, wielu ludzi było zdeterminowanych, żeby wejść na samą górę, dzięki czemu byłam pewna że idę ciągle właściwą ścieżką. Śnieżnik powitał nas, jak można się było spodziewać, zimnym wiatrem i gęstą mgłą. Jednak radość z osiągnięcia celu pozostała.
Ciepła woda i bujna roślinność, czyli życie na szczycie
Wieczorem w schronisku Jussi korzystała z turystów częstujących ją kabanosami i właścicieli częstujących szynką, a ja zatopiłam się w lekturze. Dodatkowo dowiedziałam się o zjawisku nazwanym inwersja, kiedy to dolina jest spowita mgłą, a szczyty oświetlone słońcem. Będziemy na nią polować tego lata.
Samo schronisko „Na Śnieżniku” im. Zbigniewa Fastnachta, jest bardzo przyjemne, opiekunowie dbają o to, żeby turystom było przyjemnie. Zarówno tym psim jak i tym ludzkim turystom. Woda była gorąca, pokoje ogrzane, podobno można nawet zamówić sobie saunę. Jedzenie jest dobre i w przyzwoitych cenach. Jedyny minus to brak terminala płatniczego, tak więc trzeba mieć przy sobie gotówkę. Aha, zapomniałabym! Łazienka na parterze ma najpiękniejsze parapety, z piękną roślinnością i wspaniałym widokiem na drogę na szczyt. Moje serce zabiło z zazdrością, widząc tak zadbane okazy w, wydawałoby się, zwykłej schroniskowej łazience.
Następnego dnia, po śniadaniu, ruszyłyśmy na szczyt raz jeszcze. Tym razem i wiatr i widoczność były większe. Co jakiś czas zza chmur wyłaniały się nam poszczególne szczyty Sudetów, ale wiatr tak szybko gnał chmury, że nie sposób było nacieszyć się całością. Sam szczyt, jak już wspomniałam jest podejrzanie płaski, a największą atrakcją, poza widokami, są ruiny wieży widokowej, która stała tutaj pomiędzy 1895 a 1973 rokiem, kiedy to, po latach zaniedbania, wysadzono ją w powietrze.
Dziwne konstrukcje na zboczach
Do Międzygórza wracałyśmy przez szczyt Małego Śnieżnika. Tutaj miałyśmy zdecydowanie więcej szczęścia jeśli chodzi o widoki, a przez całą trasę nie minęłyśmy nawet jednego człowieka. Z Małego Śnieżnika pięknie widać Czechy, między innymi Ścieżkę w Chmurach położoną w Dolnej Morawie. Jest to wieża o wysokości 55 metrów, położona na zboczy góry Slamnik, na wysokości 1116 m nad poziomem morza. Spacer jest podobno niesamowity. Nie można tam wchodzić ze zwierzakami, ale jeśli podróżujesz z psem, możesz pupila zostawić w specjalnie do tego przystosowanych kojcach (brawo Czesi!).
Zejście w dół zajęło nam około 4 godzin, z częstymi przerwami na psie kąpiele w strumieniach i pilnowanie trasy z mapą w ręku. Do Międzygórza dotarłyśmy trasą żółtą, wiodącą przez stok narciarski. Po zejściu z Małego Śnieżnika trasa ponownie wiodła przez las, ale zejście nie było zbyt strome, dzięki czemu przyjemnie nam się spacerowało.
Na koniec, tuż przy wodospadzie Wilczki, pozwoliłam sobie na grillowanego pstrąga z czosnkiem niedźwiedzim, a Jussi dostała miskę wody i smakołyka. Naprawdę przez całą drogę wszyscy byli bardzo przyjaźnie nastawieni do psiaka, dzięki czemu z czystym sercem mogę polecić to miejsce każdemu podróżującemu ze zwierzem.
Droga powrotna do Wrocławia zajęła nam niecałe dwie godziny jazdy, zahaczyłyśmy jeszcze o ruiny zamku Szczerba w Gniewoszowie. Chociaż teraz zostały tam same ruiny, w czasach świetności musiał być z niego niesamowity widok na Sudety!
W okolicy Międzygórza i Śnieżnika jest jeszcze wiele atrakcji, które zamierzam przetestować na własnej skórze. Mam świadomość, że nie wszędzie wejdę z psem. Siłą rzeczy wszelkie kopalnie i jaskinie muszę sobie odpuścić. Postaram się w miarę możliwości informować i o takich miejscach, a kto wie, może niedługo pójdziemy za wzorem Czechów i kojce dla psiaków będą stały przy każdej takiej atrakcji?