Jedno z najczęstszych problemów z jakimi zmierzają się posiadacze labradorów to dysplazja u psa. Opowiem ci dzisiaj jak zauważyłam objawy dysplazji u Jussi i jak wyglądało badanie na dysplazję. Nie będę tu udawała doktora, opowiem ci o moim przypadku i o tym, co to może oznaczać dla mnie i dla Jussi.
Pierwsze objawy
Jussi od zawsze chodziła śmiesznie, delikatnie zawijała dupką na boki, trochę jak taki mały węgorz. Nic strasznego, różne rasy psów poruszają się przecież w różny sposób. Na przykład owczarki niemieckie wyglądają jakby się skradały, a większe owczarki dreptają jakby były małymi kucykami.
Labradory za to zamiatają dupką na prawo i lewo. I preferują siadanie na jednym półdupku. No i Jussi niczym się w tym względzie nie różniła od innych labradorów, swoją drogą dla mnie te dwie cechy były raczej urocze. Nigdy też nie przeszkadzały jej cieszyć się życiem tak, jak tylko mokry labrador potrafi.
Jakoś rok temu zaczęłam zauważać, że to typowe, „węgorzowe” jak ja to nazywam, chodzenie chyba się pogłębia. Czasami też widziałam, że ciężej się jej wstaje. Tak odrobinkę, tylko ja na to zwracałam uwagę. Korzystając z wizyty na szczepienie na wściekliznę poprosiłam mojego weterynarza o namiary na jakiegoś psiego ortopedę, albo lekarza zajmującego się labradorami.
Dostałam numer do polecanego specjalisty i już następnego dnia udałyśmy się na rentgen.
Co to jest dysplazja?
To schorzenie, podczas którego kość biodrowa nie pasuje do stawu miednicy. Zazwyczaj jest to choroba dziedziczna, ale trybem życia i odżywianiem można w tutaj pomóc, ale też zaszkodzić.
Ja na pewno odrobinę się przyłożyłam do tego schorzenia. Nie w ostatnich latach, ale kiedy Jussi miała około roku niechcący ją utyłam. Po części dlatego, że labradory po prostu uwielbiają jeść, i Jussi nie jest tu wyjątkiem. A po części dlatego, że zamiast posłuchać głosu rozsądku, posłuchałam niemającego dna żołądka mojego psa. No i dałam się nabrać na jej piękne oczy.
Od tego czasu dużo się nauczyłam o asertywności i psich żołądkach, Jussi wróciła do zdrowej wagi. Na pewno jednak ten okres odbił jej się na zdrowiu.
Tak więc na rentgenie, który zresztą jest strasznym ale i trochę zabawnym doświadczeniem, okazało się że owszem, Jussi ma poważna dysplazję lewego stawu biodrowego. Prawy staw jest za to zupełnie zdrowy. Stąd to zawijanie dupką na jedną stronę.
Dowiedziałam się też, że jedynym ratunkiem na dysplazję byłaby operacja. Ponieważ Jussi nie pokazuje po sobie żeby to biodro jej bardzo przeszkadzało, nie ma sensu narażać jej zdrowia. Bo operacja wiąże się też z ryzykiem, że pies połamie sobie implant. W końcu powiedz labradorowi, który zbliża się do wody, żeby nie biegał, albo żeby nie skakał za piłką.
Jak wygląda robienie psu zdjęcia rentgenem?
Najpierw pies dostaje tak zwanego głupiego jasia. Jest świadomy, ale nie jest w stanie się poruszyć. Chodzi o to, że zdjęcie można zrobić tylko w niekomfortowej dla zwierzaka pozycji, kiedy leży na plecach, i trzeba mu przytrzymać tylne łapy tak ,aby były wyciągnięte. No i świadomy pies nie pozwoli sobie na takie akcje w nieznanym sobie miejscu.
Jussi dostała zastrzyk, a potem musiałyśmy poczekać aż usypiacz zacznie działać, ale nie za mocno, na tyle, żeby jeszcze dała rade przejść do pomieszczenia z rentgenem.
U nas to się jeszcze udało ale już ledwo.
Potem kładzie się psa na stół, wkładając go do takiej rynienki, żeby leżał na plecach z wyprostowanym kręgosłupem. Ponieważ ja poszłam tam, oczywiście, sama, musiałam jej przytrzymać tylne łapy, podczas gdy przednie były związane tak, żeby Jussi była cała rozciągnięta.
Wygląda to strasznie. Zwłaszcza, kiedy przypadkiem zauważasz strach w oczach psa, który bardzo dobrze wie co się dzieje, ale nie jest w stanie nic z tym faktem zrobić.
Po zrobieniu ostrego zdjęcia psa się uwalnia i daje mu lek wybudzający.
I znów powtórzę, poszłam tam sama z prawie 30 kilowym labradorem.
Droga do domu
Po wybudzeniu Jussi była się w stanie ruszać, ale zdecydowanie nie miała na to ochoty. Zwłaszcza, że tego dnia było naprawdę gorąco. Myślałam o tym, żeby zamówić taksówkę, ale weterynarz zapewnił mnie, że skoro Jussi sama wybiegła z gabinetu, to dojdzie do autobusu. No cóż, powiedzmy że miał rację.
O ile w autobusie niskopodłogowym nie było problemu, tak po kilku przystankach musiałyśmy się przesiąść na tramwaj.
Jussi leżała w tramwaju cała „rozlana”, a ja zaciekawionych pasażerów informowałam o tym, że nic jej nie jest, że jest tylko trochę naćpana po zabiegu.
Przeżyłyśmy i autobus i tramwaj, ale najgorsze było dopiero przed nami. Otóż mieszkamy na trzecim piętrze w kamienicy.
Psina kiedy doszła do budynku stwierdziła że jest w domu i nic jej więcej do szczęścia nie potrzeba. Zrobiła pół piętra i postanowiła odpoczywać.
Wiecie co wtedy zrobiłam ja? Nie chciałam jej tak zostawiać na klatce schodowej. Załadowałam więc psa na ręce i zasuwałam z labradorem piętro wyżej. W końcu zimą tego roku nosiłam worki z węglem, czym to się może różnić od psa?
Ostatnia prosta
Dałam radę wejść tak jedno piętro, zostało nam zatem jeszcze półtora.
I wtedy przypomniałam sobie, że ja przecież mam LABRADORA. Nie będzie wyolbrzymieniem napisać, że labrador dla jedzenia zrobi wszystko.
Mój rozlany na podłodze, półżywy pies któremu nie chciało się na moje nawoływania ruszyć nawet powieką. A uwierz mi, że byłam wtedy jej największą chearliderką, takich zawołań i entuzjazmu nie zobaczysz na najlepszych meczach NBA, słowo.
Wystarczyło jej pomachać przed nosem smakołykiem, żeby sama, o własnych siłach, niczym więcej nie zachęcana, weszła ostanie 1,5 piętra.
Nie martw się, nie dałam jej smaczka dopóki nie wybudziła się całkiem, ale nagrodę dostała adekwatną do przygód jakie jej tego dnia zapewniłam.
Ja za to dostałam niezły orzech do zgryzienia: co dla nas oznacza dysplazja? co teraz? Czy nasze podróże po górach niższych i wyższych się skończyły? Czy dysplazja oznacza leżenie na kanapie i brak przygód? Jak pomóc Jussi w tej chorobie? i, co najważniejsze: Jak jej nie zaszkodzić?