Kategoria: skrót informacji

  • SUP z dużym psem – Chaos. Woda. Komary

    SUP z dużym psem – Chaos. Woda. Komary

    Jak ogarnąć SUP z dużym psem? Dlaczego zaczęłam pływać na desce z Jussi? Jak zorganizować sobie taki sposób spędzania czasu? Czytaj dalej, a wszystko ci opowiem.

    Dwa lata temu w maju moja koleżanka wzięła mnie ze sobą do Mietkowa na pływanie SUPem. Jest to taka deska na której się stoi i macha wiosłem.

    https://www.instagram.com/p/CB-1uc5HF2p/?utm_source=ig_web_copy_link

    Pamiętam to dobrze, bo kiedy chciała mnie przekonać że deska jest stabilna i nic mi się nie stanie, sama wpadła do wody.

    Do tego, mimo pięknego słońca był mocny wiatr i w drodze powrotnej pływanie na sporych falach pod wiatr było nie lada wyzwaniem. Ale i tak się udało, złapałam bakcyla.

    Kilka tygodni później Agnieszka kupiła sobie swoją własną deskę i zwodowała ją na Odrze. Oczywiście towarzyszyłyśmy jej z Jussi w tym wydarzeniu. Kiedy ja chciałam potestować deskę, Jussi uznała, że koniecznie musi mnie uratować, i próbowała wdrapać się na nową deskę Agnieszki. W ten sposób zarysowałyśmy jej świeżutki zakup. Wtedy też zrozumiałam, że jeśli chcę pływać z Jussi, muszę zainwestować we własny sprzęt.

    duży pies na SUP

    Rok temu, jak już wiecie, zdiagnozowano u Jussi dysplazję. Jako, że jedną z metod rehabilitacji jest pływanie, myśl o desce powróciła. W końcu to żadna frajda czekać na brzegu kiedy twój pies kręci ósemki w rzece przez ponad godzinę.

    W tym roku, z powodu pandemii, zamknięcia w domach, ogólnej niewiadomej co do najbliższej przyszłości, myśl powróciła. Przecież Odrę mam pod nosem, Jussi lubi pływać, istniała obawa, że przez nie wiadomo jak długi czas nie będziemy mogły nigdzie pojechać, nic ciekawego zrobić.

    Klamka zapadła. Zakupiłam najtańszy z większych modeli, razem z pompką, wiosłem, kamizelką ratunkową i wodoszczelnym workiem.

    za psie pieniądze?

    Tak, ta zabawka trochę wykracza poza nasze motto, czyli za psie pieniądze. Na szczęście SUPy stały się już na tyle popularne, że łatwo jest je kupić z drugiej ręki za rozsądną kwotę.

    W ten sposób zaczęłyśmy naszą przygodę na wodzie.

    Nie wiem jak to jest pływać z psem, który lubi wodę umiarkowanie. Jeśli macie takie zwierzaki i doświadczenia, dajcie znać w komentarzach. Ja tam zawsze zazdroszczę kiedy widzę zdjęcia idealnie suchych psiaków gdzieś na plaży czy na pomoście.

    Jussi wodę kocha chyba bardziej niż mnie. Jeśli jesteśmy przy brzegu, Jussi jest mokra. Takie życie.

    duży PIes SUP zachód słońca

    Pływanie na SUPie z labradorem wygląda następująco:

    Puszczasz psa, żeby się wybiegał w wodzie i pozbył się chociaż odrobiny energii.

    W tym czasie patrzysz, czy nie wyjada jakiś resztek ryb z szuwarów, i pompujesz deskę. Pompowanie to żmudna czynność, na moją deskę trzeba około 150 razy nacisnąć pompką, żeby osiągnęła zalecane 15 PSI. To upierdliwe i męczące, ale za to jest rozgrzewka.

    W tym czasie jest szansa, że mokry i ubłocony pies przebiegnie ci kilka razy po desce. Nie przejmuj się. I tak będziesz cała mokra a deska cała brudna.

    Po napompowaniu mocuję statecznik i woduję deskę. Trzeba wybrać takie miejsce, żeby statecznik juz sobie pływał w wodzie, bo Jussi bardzo lubi wskakiwać na deskę, a szkoda żeby się połamał.

    Do nieprzemakalnej torby pakuję telefon, kluczyki od auta/mieszkania, portfel i co tam jeszcze mam żeby się nie zamoczyło.

    bagaż SUP z dużym psem

    Jeśli chodzi o odbijanie od brzegu, przetestowałam dwie opcje:

    1 – Odpływam jak najszybciej kiedy Jussi się tapla, żeby wciągnąć ją na deskę na głebokiej wodzie,

    2 – Prowadzę ją na smyczy na deskę i trzymam smycz machając wiosłem, i odpływając od brzegu. Warto przećwiczyć ten sposób, kiedy przy brzegu jest dużo wędkarzy.

    Samo pływanie na SUP z dużym psem nie jest najtrudniejsze. Trzeba tylko trzymać równowagę, i być gotową na wszystko.

    Na początku uczyłyśmy się pływania na jeziorze na którym był wyciąg do Wake Boardu. Nie polecam. Jussi stresowała się nie tylko nową sytuacją ale też ludźmi na wyciągu, przez co pływanie było dużo trudniejsze.

    Kolejny raz próbowałyśmy na spokojnym jeziorze, gdzie dookoła byli tylko wędkarze. Tutaj poczyniłyśmy spore postępy.

    Po pierwsze, Jussi nie miała żadnych dodatkowych stresów. Udało mi się nawet po raz pierwszy stanąć na desce z psem na pokładzie.

    Było to okupione mantrą:

    Jussi proszę leżeć, leżeć, nie wstawaj, leżeć, proszę nie ruszaj się, dobry pies brawo Jussi grzeczna dziewczyna leżeć, leżeć nie wstawaj.

    duży mokry pies SUP

    Ale największym sukcesem było to, że Jussi w końcu, po jakiejś godzinie pływania wskoczyła do wody i robiła sobie swoje kółka i ósemki, kiedy ja leżałam na desce i chillowałam. Do tej pory zeskakiwała z deski i do razu próbowała się na nią wdrapać z powrotem.

    nowe problemy

    Im więcej pływamy, tym bardziej Jussi akceptuje nowy stan rzeczy. Niestety, wraz z postępem wiążą się nowe ryzyka.

    Na początku Jussi wskakiwała do wody tylko wtedy, kiedy siedziałam na desce i jej na to pozwalałam. Z czasem obie zaczęłyśmy kombinować i zdarza się, że Jussi pięknie wybije się deski do wody kiedy ja stoję i macham wiosłem. Muszę wtedy szybko reagować, żeby wylądować na desce a nie poza nią.

    Na ogół Jussi raczej się ześlizguje do wody niż do niej wskakuje, co podobno jest lepszym rozwiązaniem, chociaż wygląda komicznie.

    Ciągle jeszcze pracujemy nad tym, żeby Jussi sobie spokojnie pływała wokół mnie na desce, chociaż czynimy postępy. Najczęściej nasze pływanie wygląda tak, że pies wskakuje do wody, ja jej uciekam, a potem na nią czekam.

    Jeśli pozwolę jej na wskakiwanie do wody bez odpływania, to wtedy bawimy się w psi wyciąg.

    Jeszcze jedna rzecz jest bardzo ważna. Otóż pies na desce oznacza bycie mokrą. Jussi kiedy tylko ją wciągam, zawsze, ale to zawsze musi się otrzepać.

    Można się do tego przyzwyczaić, i jeśli świeci słońce jest to całkiem przyjemne, ale kiedy chcesz popływać o zachodzie słońca, uszykuj sobie ciepłe ubranie na zapas. Nie mas szans, że zejdziesz z deski cała sucha i piękna. Raczej będziesz ociekała wodą i oblepiona sierścią swojego zwierzaka.

    To tyle jeśli chodzi o moje pierwsze wrażenia z pływania na desce z labradorem. Niedługo opisze ci miejsca po których pływałam już z Jussi, i plany na sierpień.

    Muszę przyznać, że SUP z dużym psem jest łatwiejszy niż się wydaje, i sprawia bardzo dużo frajdy. Jest to zdecydowanie mój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu tego lata, i wydaje się dobrą inwestycją na przyszłość.

  • Wyjazd z psem w góry: planowanie

    Wyjazd z psem w góry: planowanie

    Jestem pewna, że siedzenie na miejscu znudziło się nam wszystkim. Powoli też zaczynamy planować wakacje, lub letnie długie weekendy w kraju. Jeśli wyjazd z psem w góry jest na twojej liście rzeczy do zrobienia, zapraszam cię do poniższego wpisu. Dowiesz się jak ja to robię, i psy okazji przejdziemy przez wszystkie kroki planowania odpowiedniej trasu i dojazdu.

    Kiedy przeprowadziłam się do stolicy Dolnego Śląska szybko zrezygnowałam z posiadania auta. Świetna lokalizacja i bardzo dobre dojazdy pozwalały mi i Jussi zwiedzić sporą część pasm górskich w regionie. Podjęłam nawet krótką współpracę z kwartalnikiem Przystanek Dolny Śląsk, gdzie pokazywałam ciekawe wycieczki, które można zrobić pociągiem z psem.

    planowanie wyjazdu z psem w góry

    Z wiadomych względów, jeśli planujesz długie weekendy lub wakacje, robisz to w kraju. Mam nadzieję, że dzięki temu uwzględniasz w swoich planach psa, i zastanawiasz się, jak zorganizować jednodniowy wyjazd w góry czy długi weekend, nie zostawiając zwierza w domu.

    Postanowiłam zatem podzielić się z tobą moim sposobem na zorganizowanie ciekawej trasy, noclegu i dojazdu tak, żebyś i ty, i twój pies była zadowolona.

    Jeśli chodzi o sprzęt wycieczkowy, zapraszam do poprzednich postów, gdzie piszę o moim i Jussi bagażu. A teraz do dzieła!

    Kluczowa sprawa: dokąd jedziemy?

    Trochę boję się zdradzać ci wszystkie moje sekrety, ale niech będzie. Na początek odpalam mapy Google. Tak, tak, dobrze przeczytałaś. Spacery po górach zaczynam od map Google. Oddalam mapy na tyle, żeby było widać nazwy parków narodowych i główne atrakcje i szukam dużych zielonych plam.

    Na przykład, otwieram mapę w okolicach Wałbrzycha, i odrobinę na południe znajduję ciekawie brzmiącą nazwę: Park krajobrazowy Sudety Wałbrzyskie.

    Teraz pora na krok drugi, na dole mapy mamy trzy ikonki: ludzik, pokaż zdjęcia i strzałki w górę. Jeśli klikniesz na zdjęcia, pokażą ci się sfotografowane miejsca w okolicy. W ten sposób wiem, czy w okolicy jest coś ładnego. Spoiler: zawsze jest coś ładnego. Ale można znaleźć perełki typu ruiny zamków albo ciekawe miejsca widokowe.

    Jak już wiemy w którym kierunku ruszamy, pora na dojazd. Jeśli masz samochód, sprawa jest prosta, możesz przeskoczyć ten rozdział. Jeśli polegasz na pociągach, czytaj dalej, a dowiesz się, jak znaleźć stację najbliżej szlaku.

    wyjazd z psem: pociąg czy auto?

    Ja używam strony bazakolejowa.pl. Można tam znaleźć wszystkie przystanki będące w użytku. Wystarczy otworzyć legendę i szukać przystanku najbliżej naszej wybranej lokalizacji.

    W przypadku Sudetów Wałbrzyskich może to być: Wałbrzych, Boguszów Gorce, Unisław (który jest stacją sezonową).

    połączenia kolejowe na jednym obrazku

    Aby znaleźć trasę najbliżej stacji, idę na stronę mapa-turystyczna.pl i patrzę, czy z którejś z tych stacji odchodzi szlak turystyczny. Staram się wybierać stację tak, aby nie była ona za długa. No, i żeby była całkiem ciekawa. Jeśli prowadzi wzdłuż którejś z atrakcji na które wcześniej patrzyłam, mamy bingo!

    Na przykładzie naszej wycieczki, chciałabym zrobić trasę jednodniową. Ustawiam zatem na mapie turystycznej start trasy na Boguszów Gorce, stacja kolejowa – a koniec trasy na Wałbrzych, dworzec PKP.

    Środek trasy ustawiam na miejscowość Ługownia. Automatycznie pokazuje mi się trasa na około 8 godzin, i prawie 24 kilometry.

    Jak ustalić długość trasy z psem?

    Jeśli droga wydaje mi się za długa, mogę przesuwać punkty na szlakach tak, aby znaleźć optymalną dla siebie długość i przewyższenia. Dla mnie i Jussi, 24 kilometry na jeden dzień to dosyć długa trasa, ale jest tylko jedno spore przewyższenie. Do tego, jeśli jestem w okolicy, koniecznie muszę zajść do Sokołowska.

    trasa wyjazdu z psem w góry

    W tym wariancie masz też możliwość zrobienia trasy o długości 20 km, lub nawet 16.

    Po ustaleniu długości trasy idę na stronę rozklad-pkp.pl i szukam połączeń.

    Mogę wyjechać w Wrocławia o 7:17 i wyruszyć z Boguszowa o 08:46.

    Pociąg powrotny mam o 18:24 lub o 19:15 ze stacji Wałbrzych Główny.

    Ponieważ wiem, że trasa zajmie mi około 7:37h, mam dosyć czasu na spacer jak i na zrobienie kilku przystanków. Do tego wiem, że gdybym pobłądziła, ostatni pociąg odjeżdża o 20:33, więc nie ma stresu.

    Bilety kupuję przez aplikację Koleo. W kolejach dolnośląskich możesz podróżować z jednym psem, i psi bilet kosztuje 4,50 zł niezależnie od długości trasy. W sumie bilet w jedną stronę na taki wyjazd z psem w góry wyniesie nas 24,60 zł.

    nocleg z psem?

    Ok. Mamy trasę, mamy dojazd, ale co gdybyśmy chciały zatrzymać się gdzieś na noc?

    Na mapie ze szlakami pokazują się pojedyncze gościńce. Przy niewielkiej modyfikacji trasy możesz zahaczyć o schronisko Zygmuntówka. Do tej pory nie można tam było nocować z psem, ale wiem, że właściciele planują coś w tym temacie poprawić…

    nocleg z psem w górach

    Im mniejszy pies, tym większe prawdopodobieństwo noclegu, ale zawsze trzeba wczesnej zapytać. Ja równie chętnie korzystam z portali Airbnb, booking.com czy noclegi.pl Sprawdzam wtedy wszystkie miejscowości blisko naszej trasy. Na wszelki wypadek patrzę też, czy są gdzieś przystanki autobusowe (strona e-podróżnik.pl bardzo pomaga w znalezieniu autobusów) I znów – im mniejszy pies, tym większe prawdopodobieństwo, że zostaniesz wpuszczona na pokład.

    Nie wiem czy wiesz, ale właśnie zaplanowałaś wyjazd z psem w góry

    Podsumowując:

    Planowanie:
    maps.google.com
    bazakolejowa.pl

    Trasa:
    Mapa-turystyczna.pl

    Noclegi:
    Airbnb.pl
    booking.pl
    noclegi.pl

    Dojazdy:
    Rozklad-pkp.pl
    E-podroznik.pl
    Aplikacja Koleo

  • W poszukiwaniu zimy

    W poszukiwaniu zimy

    Napisałam już raz tą relację o wyprawie w poszukiwaniu zimy. Zaraz po powrocie z gór. Niestety, komputer zamarzł, program przestał działać, zniknęło bezpowrotnie. Próbuję więc po raz kolejny, z nieco inną perspektywą. Jeśli to czytasz, tym razem się udało.

    Bardzo lubię moje życie w mieście, moje mieszkanie, pracę, wytarte ścieżki.

    Ale czasami po prostu muszę rzucić wszystko i pojechać w góry. Nie, nie w Bieszczady. Bieszczady nie wpuszczają psów, no i są za daleko. Na szczęście niedaleko Wrocławia jest kilka pasm górskich, które nie dość, że są psiolubne, to jeszcze dostępne komunikacją publiczną.

    I tak oto, po raz kolejny pojechałam w Stołowe

    Kiedy odwiedzałam je po raz pierwszy [tutaj poczytasz jak ogarnąć taką wyprawę, a tutaj możesz zobaczyć jak tam jest w lecie], wybrałam się tam samochodem. Miałam wtedy wrażenie, że nie da się inaczej dojechać do Stołowych, zwłaszcza, jeśli ma się tylko dwa dni weekendu. O, jak ja się myliłam. Jak ja lubię tak bardzo się mylić!

    Dojazd do Gór Stołowych pociągiem po raz pierwszy przetestowałam w sierpniu, będąc na bezrobociu, ale to mam nadzieję opisać w innym poście.

    Tym razem, chodziło mi głównie o śnieg i zimę. Tak, w tym roku temperatura we Wrocławiu nie schodziła poniżej 0 stopni, śniegu nie było nawet przez chwilę, i generalnie wrażenie było bardzo przytłaczające. Poszukiwanie zimy stało się dla mnie priorytetem.

    Jednego tygodnia w pracy, siedząc jak na szpilkach, postanowiłam: nie ma na co czekać, jedziemy!

    Jeden mail do schroniska na Szczelińcu i już wiedziałam, że gwiazdy ułożyły nam się pomyślnie i kosmos wie, jak bardzo tego potrzebuję. Mieli wolne miejsca, dla mnie i dla Jussi!

    Szczerze mówiąc, nie przygotowywałam się jakoś mocno do tego wyjazdu. Mimo, że ostatnio ciężko było mi wpasować wyprawy w góry w mój kalendarz, mam już swój własny, opracowany zestaw.

    Jeden tylko sprzęt musiałam pożyczyć – raczki. Raczki są ważne. Mój poprzedni tekst mógłby się nazywać oda do raczków, tak bardzo byłam pod wrażeniem tego niepozornego, a jakże ważnego sprzętu. Raczki polubiłam tak bardzo, że nawet po powrocie uszyłam im specjalny pokrowiec (chcesz instrukcję?)

    Tak, raczki…

    ale o czym ja to?

    Aha, w środę napisałam do schroniska, w piątek wieczór pobieżnie sprawdziłam trasę, a w sobotę rano siedziałam już w pociągu do Kudowy Zdrój, z plecakiem, herbatą, czekoladą i, oczywiście, z Jussi.

    Pociąg był pełen, bo przecież ferie w pełni. Na szczęście Jussi miała jak się schować pod siedzenie. I tak jechałyśmy szukać zimy.

    Teraz mogłabym Ci skłamać i rozpocząć opis trasy ale po co? Wiedz, że leniuchy też mogą chodzić po górach.

    Tego dnia spacer przez Kudowę wydawał się nużący i bez sensu. Tak, miasto jest malownicze, ale nie wtedy, kiedy jak najszybciej chcesz uciec w dzicz. Na stacji PKP więc poprosiłam przemiłego pana taksówkarza o podwózkę do Jakubowic. Nie miał problemu z psem w aucie, i tak oto zaoszczędziłam co najmniej pół godziny.

    Za to w Jakubowicach od samego początku szlaku czekał na nas śnieg. Jak już nie raz się żaliłam, pierwsze podejście jest najgorsze, ale nie powiem, zimowa aura umilała mi znacząco pierwsze kroki.

    Jak tylko skończyły się zabudowania pozwoliłam Jussi odrobinę pobiegać. Mogłam to zrobić bo nie byłyśmy jeszcze na terenie parku narodowego a z Jussi znamy się na tyle, że wiem, że nie pogoni za żadną sarną czy lisem. W nowym terenie Jussi trzyma się ścieżki i mnie, że aż miło. A ile frajdy miała z biegania po śniegu i lesie!

    Droga z Kudowy na Szczeliniec jest bardzo prosta. Idzie się po prostu czerwoną trasą. Góry Stołowe są też bardzo dobrze oznaczone, więc nie przestraszyłam się tym, że jak się okazało, zapomniałam wziąć ze sobą mapę.

    Trasa z Jakubowic na Szczeliniec ma jakieś 10 kilometrów, co daje około 3,5 godziny spaceru. Według pana taksówkarza rano było sporo ludzi, ale kiedy ruszyłam koło 11, na trasie nie było nikogo.

    Dopiero w okolicach Błędnych Skał zaczęłam spotykać pierwszych turystów. I tak było ich bardzo mało w porównaniu z tym, co dzieje się tam latem. Dzięki śniegom górny parking był zamknięty, więc i żądnych wrażeń zmotoryzowanych turystów było mniej.

    Chociaż trasa była bardzo przyjemna, ja najbardziej na świecie tęskniłam za tym momentem, kiedy zmęczona zrzucam plecak w schronisku, piję zimne piwo i czytam książkę. Naprawdę nie potrafię ci wytłumaczyć dlaczego lepiej mi się czyta po tym, jak przemaszeruję 10 km pod górę w śniegu i mrozie, ale chyba nawet nie chce mi się z tym walczyć.

    Wszystko szło dobrze, a ja trochę wątpiłam, czy w ogóle warto było pożyczać raczki na tą wyprawę dopóki nie zaczęły się one…

    Schody na Szczeliniec

    Jeśli nie wiesz, od Karłowic na schronisko prowadzą schody. Takie wyciosane w kamieniu schody. Trochę strome ale bez przesady, są naprawdę dobrze zakonserwowane. Owszem, były ośnieżone, ale co tam dla mnie taki śnieg. Nie wiem czy jest to powód do dumy, ale od lat nie zdażyło mi się poślizgnąć i upaść na śniegu czy lodzie. Mam naprawdę porządne poczucie równowagi.

    No więc owszem, ostrożnie i z szacunkiem, ale jednak bez raczków zaczęłam wspinać się po tych schodach. Pierwszych kilka stopni było ok, trochę ślisko ale taki mamy klimat.

    Wtem nagle… Jussi ześlizgnęła się ze stopnia, a ja za nią! Dobrze że mocno trzymałam się poręczy, bo tylko lekko nadwyrężyłam sobie bark, a mogłam stracić wszystkie zęby.

    Sceptycznie, ale raczki poszły w ruch. W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się tego, jak duży komfort te niepozorne raczątka mi zaoferowały. Z uśmiechem politowania i przerażeniem w oczach mijałam od tej pory wszystkich turystów, którzy schodzili ze Szczelina w najzwyklejszych zimowych butach, nawet nie w traperach!

    A, no i oczywiście po wejściu na szczyt zadzwoniłam chyba do wszystkich znajomych z pieśnią pochwalną na temat raczków.

    Tak, ten wspin to był zdecydowanie ich wielki triumf.

    Co do piwa na szczycie, zachodu słońca i noclegu, pozwolisz, że opowiem ci o tym w osobnym tekście…

  • Pojechałam nad morze z psem

    Pojechałam nad morze z psem

    Nad Bałtykiem z Jussi byłam dwa razy – raz w maju, na opóźnioną majówkę a drugi raz w połowie sierpnia. Pro tip: żeby ominąć chmary turystów, jedź na majówkę dwa tygodnie po majówce. Opowiem wam gdzie nad morze pojechać z psem. Chciałabym trochę odczarować nadbałtycki koszmar jaki czasem serwują mi znajomi, kiedy mówię, że chętnie wrócę tam z Jussi.

    nad morze z psem

    Na początek trochę o planowaniu.

    Majowy wypad był zaplanowany z pewnym wyprzedzeniem, głównie ze względu na urlop. Tak więc szukając informacji gdzie nad morze pojechać z psem, znalazłam na Bookingu nie za drogi pokój w pensjonacie na helu, oczywiście z możliwością przenocowania bestii. Booking.com to moje ulubione narzędzie do szukania noclegów. Mają bardzo sensownie opisane możliwości noclegu z psami i ułatwiają komunikację z właścicielami obiektów.

    Pobyt sierpniowy był zupełnie nieplanowany. Po festiwalu Grass Roots w Rudnikach postanowiłam pokazać bliskiej osobie polskie morze i hel był oczywiście najlepszym rozwiązaniem. Pojechaliśmy zupełnie bez planu, za to z namiotem w bagażniku i Jussi na tylnym siedzeniu.

    Przez chwilę marzyło mi się spanie na plaży. Niestety, okazało się, że jest to nielegalne, plus wyobraziłam sobie mokrą Jussi w namiocie – nie, nie nie.

    Znalezienie noclegu okazało się banalnie proste. Dojechaliśmy niemal na koniec półwyspu i zaszliśmy do pierwszego z brzegu kempingu (jestem prawie pewna, że był to Helkamp). Znalazło się miejsce i na auto, i na namiot i na psa. Do tego cena nie była wcale wygórowana. Niestety, teraz już nie pamiętam ile zapłaciłam, pamiętam za to, że byłam z tej ceny zadowolona.

    https://www.instagram.com/p/BWnXx2xlahm/

    Nocleg załatwiony, teraz co na takim helu robić z psem?

    Jeśli masz labradora, odpowiedź jest jedna: woda.

    Jussi była oszołomiona tym bezkresem wody, w dodatku, pływając tylko w rzekach i jeziorach, nie miała jeszcze okazji poznać co to są fale! I dowiedzieć się, że morska woda jest słona! I że jak jesz piasek to wydalasz piasek. To ja odkryłam, zbierając kupę Jussi. Kojarzysz takie coś jak piasek kinetyczny? I-den-ty-ko.

    Co do plaż, jeśli nie było gdzieś zakazu wejścia z psem to wchodziłyśmy. Czasami było tak, że jakaś część plaży nie była dostępna dla psów, ale kilkaset metrów dalej już tak, więc warto trochę pospacerować. Na pewno coś się znajdzie.

    co robic na helu zpsem

    Nie samym morzem i piaskiem człowiek żyje.

    Dzięki tarasom, z psem można wejść praktycznie wszędzie, i zjeść praktycznie wszystko. Jedyne czego nie udało mi się zobaczyć to fokarium, mimo że foki to w sumie takie psy.

    W miejscowości Hel bardzo polecam promenadę nad plażą i platformę widokową. Podest jest zrobiony w sam raz na psie łapki, widok piękny. A informacje o tym, jak ten chroniony obszar jest dla nas ważny i ile pracy było włożone w doprowadzenie go to takiego stanu w jakim jest teraz, są naprawdę dobrze przygotowane.

    W maju wybrałam się pociągiem na jeden dzień do trójmiasta (bardzo fajne połączenie kolejowe), w sierpniu natomiast spędziłam na helu jedną tylko noc.

    Parawany ?!?

    No dobra, ale co z tymi chmarami turystów? Płaczącymi dziećmi? zatłoczonymi plażami? PARAWANAMI??!!

    Okazuje się, że na samym skrawku helu ludzi nie było za dużo. Fakt, kiedy przejeżdżałam przez cały półwysep, w centrum każdej miejscowości turystów było dużo. My jednak zgrabnie omijaliśmy wszelkie skupiska ludzkie. Na plaży było tyle miejsca, że Jussi mogła swobodnie pochlapać się w morzu, i nikomu nie przeszkadzała. Do tego, na samym skrawku półwyspu jest bardzo fajny las w którym można pobiegać i pobawić się z psem.

    Podsumowując, nocleg na helu z psem ani nie wyszedł mnie bardzo drogo ani bardzo stresowo. Postaram się jeszcze tam wrócić, w końcu do trzech razy sztuka.

    Ciekawa jestem twoich wrażeń, gdzie nad morze jeździsz z psem? Byłaś tam z psem? Planujesz wrócić, czy może wolisz odwiedzać polskie morze poza sezonem turystycznym?

  • Niedzielny spacer w czeskim skalnym mieście

    Niedzielny spacer w czeskim skalnym mieście

    Od 28 kwietnia Koleje Dolnośląskie wprowadzają nowe połączenie weekendowe: Wrocław – Adrspach (Skalne Miasto). Jest to zatem idealna okazja, żebym opowiedziała ci o naszym leniwym jesiennym wypadzie do Skalnego Miasta właśnie, które jest też super psioprzyjazne.

    Ponieważ było to jesienią zeszłego roku, kiedy miałam jeszcze do dyspozycji moje ukochane Renault Clio, decyzję o wyruszeniu za miasto mogłam podjąć w każdej chwili. Tak też było tym razem. Po śniadaniu stwierdziłam, że bez sensu jest marnować taki piękny jesienny dzień w mieście i wyruszyliśmy.

    jeziorko w dawnej piaskowni

     

    Kilka informacji praktycznych – czym, jak, za ile

    Autem do Skalnego Miasta jedzie się około dwie godziny, trasa zresztą, jak zawsze na Dolnym Śląsku, jest przepiękna. Koleje Dolnośląskie obiecują dotrzeć tam w niecałe trzy godziny, zatrzymując się po drodze w Wałbrzychu i czeskim Mezimesti. Pociąg będzie odjeżdżać z Wrocławia o 5:46 i docierać do Adrspach o 8:45. Koszt to 48 zł w dwie strony z Wrocławia (bilet ważny jest dwa dni).

    W tej cenie można zatem odwiedzić tez Skalne miasto w Teplicach, dzisiaj jednak skupię się na samym Adrspach.

    My do Skalnego Miasta dojechaliśmy po godzinie 13, więc nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie, ale wystarczyło, żeby przejść główną trasę, zajęło nam to około 3 godzin.

    Bilet do Skalnego Miasta to 70 koron czeskich dla dorosłego i 10 dla psa, co daje w sumie jakieś 13 złotych. W cenie biletu dla psa dostajesz też papierowy worek na kupę (mówiłam, że jest psioprzyjaźnie)

    Jussi sie cieszy, bo wie że posprzatamy

    Wielki pożar i trochę (pre)historii

    Spacer zaczęliśmy od kasy biletowej II, która mieści się przy jeziorku. Jezioro zostawiliśmy sobie jednak na sam koniec, i ruszyliśmy główną trasą spacerową.

    Powiem szczerze, te gigantyczne kamienie wyrastające nie wiadomo skąd robią ogromne wrażenie ale czasami trzeba się nieźle nagłówkować, żeby zauważyć skąd pochodzą ich nazwy. Same formacje należą do znanych nam dobrze Gór Stołowych i powstały z górnokredowych piaskowców. Jest to też bardzo popularny teren do wspinaczki.

    Co ciekawe, tak naprawdę szlaki spacerowe zawdzięczamy wielkiemu pożarowi lasu z roku 1824, który to w kilka tygodni zniszczył prawie cała roślinność leśną i pozwolił na stworzenie ścieżek.

    nie znam niemieckiego, weic mozliwe ze tu mowia o porzaze, a mozliwe ze o powodzi

    Twoje konto na Instagramie będzie zadowolone

    Szlak nie sprawia żadnej trudności, powiedziałabym nawet, że jest to trasa spacerowa. Jedyne, na co trzeba zwrócić uwagę, to schody, których jest tam trochę. Jeśli twój pies jest starszy, lub bardzo mały, jest szansa, że będzie dla niego problemem zdobycie tylu stopni.

    Jussi schody lubi i wchodzi na nie z przyjemnością, a schodzi w szaleńczym tempie. Przyciągała też uwagę turystów, ponieważ co chwilę wskakiwała na jakieś kamulce albo korzenie i miała sesję zdjęciową. Zresztą, jestem pewna, że gdyby mogła, przewąchałaby solidnie wszystkie skalne zakamarki.

    na szczescie nie mamy lęku wysokości

    Co do zdjęć, jeśli marzą ci się zdjęcia na których wyglądasz, jakbyś była na szczycie świata, ale masz lęk wysokości – jedź do Skalnego Miasta. Możesz tutaj wyczarować naprawdę piękne wrażenie, że się nawspinałaś co niemiara.

    Cała trasa liczy sobie 20 punktów widokowych, przy których warto się zatrzymać na dłużej. Moimi ulubionymi były zdecydowanie: Słoniowy Rynek, gdzie udało mi się wypatrzyć skalną trąbę słonia, Wielki Wodospad koło Popiersia Goethego i Punkt Widokowy na Starostę.

    Bardzo duże wrażenie zrobiły na mnie też napisy wyryte w skałach. Widać, że są bardzo stare, a jaką piękną czcionką pisane!.

    wandale

     

    Gofry czy knedliki?

    No i najważniejsze! To znaczy nie dla mnie najważniejsze, a dla mojego towarzysza podróży – na trasie można zjeść gofry! (oscypki też, jakby ktoś wolał) plus można zapłacić polskimi złotówkami. Niestety, kompletnie nie pamiętam, ile taki gofr kosztował. Przy wyjściu ze Skalnego Miasta znajdują się też pawilony z jedzeniem, ale jestem pewna, że w samym Adrspach można zjeść prawdziwy czeski obiad i popić go pysznym piwem za niewielkie pieniądze.

    to ja przed przewą na gofry

    Na sam koniec zostawiliśmy sobie jeziorko powstałe w starej piaskowni. Jest tu jeszcze jedno jeziorko, na którym w sezonie można za 50 koron (czyli niecałe 10 zł) popłynąć w rejs 😉

    Wiesz co? Nie powiem ci już nic więcej o tym Skalnym Mieście. Spodziewaj się, że przetestuję w tym roku ofertę Kolei Dolnośląskich i jeden weekend poświęcę na dwa czeskie skalne miasta. A tymczasem łap zdjęcia tutaj i w galerii. I kupuj bilet na pociąg, bo warto!

     

     

     

     

     

     

    ZapiszZapisz

  • Góry stołowe – jak zorganizować wyprawę

    Góry stołowe – jak zorganizować wyprawę

    Cześć, dzisiaj znajdziesz tu wszystkie informacje potrzebne do samodzielnego zorganizowania weekendowej wyprawy w Góry Stołowe. Jeśli o czymś zapomniałam, koniecznie daj mi znać w komentarzach. Jednocześnie pamiętaj proszę, że bazuję na własnych doświadczeniach, ceny są orientacyjne, a trasy można układać wedle własnych upodobań.

    Jak mogę dotrzeć w Góry Stołowe?

    Nie będę kłamać, najłatwiej jest podróżować samochodem. Jeśli jednak nie masz takiej możliwości, poniżej znajdziesz informacje, jak zorganizować dojazd w inny sposób:

    • Z centrum Wrocławia do Pasterki jest dokładnie 138 kilometrów, to około 2 godziny jazdy samochodem. Tutaj możesz sprawdzić trasę.
    • Pociągiem można dojechać połączeniem do Ścinawki Średniej, z jedną przesiadką w Wałbrzychu. Czas: 2h 40 minut. Koszt: około 30 zł. Ze Ścinawki do Szczelińca i do Pasterki można dojść pieszo w cztery i pół godziny.
    • Autobusem: z wrocławskiego PKSu jedzie autobus do Karłowa, droga trwa ponad 3h, a jedna przesiadka jest w Kłodzku. Niestety nie wiem ile może kosztować bilet.

    Ile to może kosztować?

    Całość weekendowego wypadu wyniosła mnie w sumie 207,5 zł. Jak widać poniżej, nie oszczędzałam przesadnie, nie odmawiałam sobie też małych przyjemności. Jedyne czego nie liczę, to karma i przysmaki dla psa, bo wykorzystałaby je i tak, nawet gdybyśmy ten weekend spędziły w domu.

    Paliwo: około 60 zł
    Prowiant: około 20 zł (klasyk: kabanosy, owsianka instant, gorący kubek, woda, czekolada)
    Jedzenie na miejscu (tym razem poszalałam):
    pierogniew – 8,50 zł
    dwa piwa – 16 zł
    smazony syr – 99 KC
    kofola – 4 zł
    jajecznica na śniadanie – chyba 8 zł
    chleb ze smalcem – 5 zł

    kawa na śniadanie – 6 zł
    kawa w Radkowie – 6 zł
    piwo na Szczelińcu – 12 zł
    lody gałkowe na Szczelińcu – 4 zł
    Atrakcje:
    Skalne Miasto – 7 zł
    Błędne Skały – 7 zł (ja nie kupiłam biletu, ale warto wiedzieć)
    nocleg – 35 zł (pies za darmo)

     

    Jak dokładnie wyglądała moja wycieczka?

     

    Trasa dzień Pierwszy

    Przejście z Pasterki do Przełęczy pod Szczelińcem Wielkim –  1h 20 minut

    Wycieczka przez Skalne Miasto zabrała nam ponad 2h 30 minut

    Przejście przez Karłów i zwiedzenie Fortu Karola – ponad godzinę

    Powrót z Fortu Karola do Pasterki – 1h 30 minut

     

    Trasa dzień drugi

    Droga z Pasterki do Ostrej Góry – 50 minut

    Przejście przez Ostrą Górę i droga na Błędne Skały  – 1h 20 minut

    Spacer do Machovskiej Lhoty  – 1h 20 minut

    Zwiedzanie Machova i przerwa na obiad –  2h 40 minut

    Powrót do Pasterki – około godzinę

     

    Jak widzisz, nie jesteśmy mistrzyniami prędkości, jestem przekonana że spacer z małym dzieckiem zająłby podobną ilość czasu. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania organizacyjne, daj znać w komentarzach, chętnie pomogę!

  • [ENG] Śnieżnik, weekend hike info

    [ENG] Śnieżnik, weekend hike info

    Hello!

    I hope that the gallery from post about my hike in Śnieżnik put you in the traveling mood. Today you will find out how to organize a weekend trip from Wrocław to Śnieżnik and how much it can cost. I will talk about how to get there, what I ate and where I slept. I hope that it will inspire you to discover this beautiful region!

     

    How to get there

    In order to be able to climb Śnieżnik, you have to get to one of the villages that are located near the mountain. I can recommend you Międzygórze, as it is a nice touristic place. You can get there either by car or bus (check the schedule here: e-podróznik.pl). By car the route takes up to two hours, by bus it is a little longer: three and a half, to four hours. In PKS bus you should be able to take your dog with you, remember that it has to be vaccinated, on a leash, and wearing a muzzle. The approximate cost of the travel is 60 zł (there and back), no matter if you take bus or travel by car.

     

    Planning the hike

    In order to plan your hike you will need a map. There are some options on-line, but remember that nothing beats real, paper map on hike (especially since it costs about 4,5 zł).

    Below, you can find some links to on-line maps, you can use them to plan your hike. Even though only one is in English, they are pretty intuitive, so I am sure they can be helpful:

    Góry i ludzie – you can purchase here paper maps, as well as see the exact same maps on-line. This map allows you to create link to given spot, so you can share it. Also, you can check the weather on meteo.pl website.

    Planeta Gór – This website has English language option. You can choose there if you want to see shelters, peaks or castles. I recommend you this map if you are just learning to read them.

    Mapa Polskie Szlaki –  Great option here is the possibility to click on given trail. It opens new window with info about time it takes to complete the hike and its length. I like to compare this information with the paper map, to make sure there is no mistake from my side.

    Accomodation

    After choosing the direction and the track you want to take, remember to figure out if, and where you want to spend the night. There are multiple options: mountain shelter, tent, guesthouse etc. I always choose shelters as they are the cheapest option. Also, they are great to meet open-minded, adventurous people, and spend the evening over the campfire.

    All of the shelters have not only their Facebook page, but also the website. You can’t expect luxury there, but warm water and nice bed are all you will be needing anyways. Remember to call beforehand and reserve a place, to make sure you will be indeed having a bed.

    Not all the shelters have information about whether or not they accept dogs. It is always better to call or email them and ask what are the conditions when it comes to your pet.

    The shelter „Na Śnieżniku” where I stayed, is very dog friendly, dogs sleep there for free. Just remember to bring some bedding for your pet, as they are not allowed to be on bed with you.

    Cost estimation


    OK, it’s time to sum up the costs of my hike:

    Car ride – about 60 zł
    Accommodation – 30 zł, Jussi slept for free
    Food – I couldn’t resist the Czech specialty – fried cheese, I also got a beer – 15 + 8 zł
    My own provisions – kabanosy, chocolate, water, instant oatmeal and „gorący kubek” – about 20 złotych
    In the evening, because of fog, I decided not to go out after 6 PM, I drank two more beers – 16 zł
    Breakfast – glass of warm milk, hot-dog sausage, and bread – 9 zł.
    water for the hike – 6 zł.
    After getting back to Międzygórze, I got a dinner – grilled trout – 20 zł

    To sum up, the whole trip cost me about 183 zł. I don’t count in dog food as she would have eaten it anyways. I imagine traveling with a friend would come even cheaper, as we could share the baggage so we could take more water and provisions. Also, the travel cost would be split.

    Please let me know if there is some other questions that you may have about this hike, I will do my best to help. If you have any ideas on how to improve the hike, let me know in the comments. I will be happy to learn something new!

  • Śnieżnik – kwestie organizacyjne

    Śnieżnik – kwestie organizacyjne

    Hej!

    Mam nadzieję, że ostatnie zdjęcia rozbudziły Twój podróżniczy apetyt. Dzisiaj dowiesz się, jak zorganizować weekendowy wypad z Wrocławia na Śnieżnik, a także, ile to wszystko może kosztować. Omówię kwestie dojazdu, posiłków i noclegu. Mam nadzieję, że zainspiruje Cię to do zaplanowania własnego wyjazdu!

     

    Dojazd na Śnieżnik

    Chcąc wejść na Śnieżnik, trzeba dotrzeć do jednej z miejscowości znajdujących się u podnóża góry. Ja odwiedziłam Bolesławów i Kamienicę, dwie wioseczki połączone ze sobą i bardzo spokojne (brak turystów!) a także Międzygórze, (turystyczny kurort, bardzo malowniczy, pięknie położony). Startując z Wrocławia, do każdej w tych miejscowości można dojechać autobusem lub samochodem; w każdej znajdują się parkingi, na których można za darmo zostawić auto.

    Podróż samochodem zajmuje do dwóch godzin, natomiast autobusem trzy i pół godziny, z jedną przesiadką w Kłodzku (do sprawdzenia połączeń autobusowych świetnie nadaje się strona e-podróznik.pl). W autobusach PKS przewóz psów jest dopuszczalny, ale zawsze muszą być one w kagańcu i na smyczy, oraz z ważnymi szczepieniami. W jednym i drugim przypadku koszt podróży w obie strony to około 60 zł.

    Do zaplanowania trasy potrzebna jest mapa. O ile w domu można skorzystać z kilu opcji online, linki znajdziecie poniżej, to trzeba pamiętać, że na szlaku nic nie zastąpi tej prawdziwej, papierowej mapy (4,5 zł).

    Poniżej znajdziesz kilka linków do map online, za pomocą których możesz zaplanować trasę:

    Góry i ludzie – można tu kupić papierowe wydania map, jak i zobaczyć dokładnie te same mapy online. Mapa ta pozwala także na utworzenie linku do wybranego miejsca i sprawdzenia pogody na meteo.pl.

    Planeta Gór – na tej mapie można wybrać pokazywanie schronisk, szczytów czy zamków, przydatna funkcja, jeśli dopiero uczymy się czytać legendy.

    Mapa Polskie Szlaki – ciekawą opcją jest tu możliwość kliknięcia w wybrany szlak, pojawia się wtedy okienko z informacją o długości i czasie przejścia, bardzo przydatne na początku naszej przygody z mapami.

     

    nocleg

    Po wybraniu trasy nie pozostaje nam nic innego, jak upewnić się, że mamy gdzie przenocować. W okolicach Śnieżnika opcji jest kilka: namiot, pensjonat u podnóża góry, lub schronisko. Ja, ze względów finansowych, jak i osobistego lenistwa (skoro weszłam, nie będę już schodzić!), wybieram schroniska. Większość ma nie tylko stronę na Facebooku, ale też własne strony internetowe, gdzie można porównać cenniki, znaleźć numer telefonu, zrobić rezerwację itp.

    Nie zawsze podana jest wiadomość o tym, czy schroniska akceptują psy i czy jest za nie jakaś dodatkowa opłata. Dobrze jest zatem zadzwonić i upewnić się, że psiak nie okaże się problemem. W internecie można znaleźć kila stron informujących o psioprzyjazności schronisk, ale i tak zawsze lepiej jest samodzielnie się upewnić czy nic się nie zmieniło.

     

     

    kosztorys

    Nadeszła pora na podsumowanie finansowe mojej weekendowej wyprawy:

    Dojazd – około 60 zł
    Nocleg – 30 zł, nocleg Jussi gratis
    Jedzenie – nie mogłam się powstrzymać, i po wejściu na górę zamówiłam smażony ser i piwo: 15 + 8 zł
    Prowiant własny – kabanosy, czekolada, woda, owsianka instant i gorący kubek – około 20 zł
    Relaks – ponieważ z powodu mgły postanowiłam nie oddalać się od schroniska, wieczorem pozwoliłam sobie na kolejne dwa piwa – 16 zł
    Śniadanie – szklanka ciepłego mleka do owsianki, plus parówki i chleb – 9 zł
    Woda na drogę – 6 zł (pomimo, że na górze woda jest zaporowo droga, ja i tak wnoszę ze sobą tylko jedną dużą butelkę)
    Kolacja – po zejściu na dół, już przed powrotem do Wrocławia, skusiłam się jeszcze na grillowanego pstrąga przy wodospadzie Wilczki – 20 zł

    Podsumowując, cała wyprawa kosztowała mnie 183 zł. Nie liczę karmy dla Jussi, bo nie był to nadprogramowy wydatek (karmę i smaki je na codzień). Gdybym podróżowała w towarzystwie ludzi, koszt paliwa i jedzenia zmniejszyłby się proporcjonalnie, ponieważ moglibyśmy zabrać więcej prowiantu, dzięki czemu nie musielibyśmy kupować jedzenia w schronisku.

     

    Daj proszę znać, czy jest jakaś kwestia organizacyjna, która spędza Ci sen z powiek a postaram się pomóc! Jeśli myślisz o podobnym wypadzie i masz dodatkowe pytania, zapraszam do komentarzy. Jeśli znasz jakiś ciekawy sposób na dodatkowe ograniczenie budżetu – czekam na Twój głos, chętnie wypróbuję!